niedziela, 24 kwietnia 2016

Wola ratowania Woli

Tym razem nie o historii, choć bez wątpienia jest jej tu na kilka długich wieczorów opowiadania. Mimo wielu niespójności, o budynkach mieszczących niegdyś zbiorniki gazu, można bowiem znaleźć relatywnie dużo materiału. Rzecz również o nas, o mieszkańcach, o naszej woli do ratowania Woli.

Mimo kiepskich warunków pogodowych, w sobotnie popołudnie (9 kwietnia), na Woli odbyło się szczególne wydarzenie. Na Skwerze Alojzego Pawełka zebrało się kilkuset ludzi, którzy chcieli przypomnieć miastu, mediom i wszystkim innym o konieczności ratowania wyjątkowego miejsca.



Budynki stanowiące część niegdysiejszej gazowni miejskiej, są obiektami szczególnymi. Pełniące kiedyś podobną funkcję znaleźć można w całej Europie oraz w wielu innych miejscach na całym świecie (m.in. Stany Zjednoczone, Australia, Japonia). Jednak miejsc o takiej wartości architektonicznej, w takich rozmiarach i w tak dobrym stanie jest dosłownie kilka. To ostatnie może się jednak szybko zmienić, bo niszczenie bohatera tego tekstu postępuje w iście szalonym tempie. Nie widać tego na co dzień - położenie 'Wolskiego Koloseum' na mapie Warszawy jest zarazem jego błogosławieństwem i przekleństwem. 
 
Błogosławieństwem, gdyż stoi na peryferiach Woli - od południa jest to mało uczęszczana ul. Prądzyńskiego, za którą tylko opuszczony postindustrialny teren oddziela to miejsce od gęstej sieci torowisk stacji Warszawa Zachodnia. Od wschodu graniczy z małym parkiem - Skwerem Alojzego Pawełka. Od północy zaś i zachodu sąsiaduje z terenem należącym do PGNiG (o tym pięknie zachowanym miejscu oraz mieszczącym się tam Muzeum Gazownictwa przeczytacie we wcześniejszym tekście [LINK] ). To wszystko sprawia, że amatorów wizyt (rzecz jasna nielegalnych) jest raczej mało (zmienia to każdorazowo wzmianka w mediach społecznościowych). Nie jest to również atrakcyjny teren w środku miasta, o który mocno zabiegałoby kilku deweloperów. Jednak nawet ten argument powoli upada, finansowo-biurowe centrum miasta przenosi się coraz szybciej na zachód, a już teraz powstają nowe apartamentowce i biurowce w pobliżu.

Przekleństwem, ponieważ takie położenie sprzyja mniejszemu zainteresowaniu. Łatwiej utrzymywać zaniedbany stan terenu, obiektów i ogrodzenia (będącego istnym patchworkiem wszystkiego, co choć na chwilę sprawi pozory spójności muru). Łatwiej zapomnieć. Wydarzenie z 9 kwietnia i szeroki odzew wielu mieszkańców, nie tylko Warszawy, pokazały, jak wielu z nas w ogóle nie słyszało o tych budynkach. Poziom pozytywnego zaskoczenia ustępuje tylko niedowierzaniu, że na dwie neogotyckie rotundy nie ma planów, nic się z nimi obecnie nie robi, oba budynki dosłownie się rozpadają, otoczone są zaśmieconym, łatwo dostępnym - dla wszelakiej maści amatorów mocnych wrażeń (nie zawsze z dobrymi intencjami) - terenem. I celowo pomijam historię oddania rotund w prywatne ręce. W jaki sposób miasto mogło pozbyć się takich zabytków na ręce fundacji, która następnie - nie wywiązując się z warunków, na podstawie których weszła w posiadanie rotund - sprzedaje obiekty prywatnym osobom?


"100" na 100 rocznicę przyłączenia Woli do Warszawy [fot. Artur Królicki]

Czas powiedzieć 'sprawdzam'. Jako obywatele, mieszkańcy, mamy bardzo dużo do powiedzenia. Mamy również - wbrew powszechnej opinii - konkretne możliwości wpływu na to, co nas otacza. I nie sprowadza się to tylko do wyboru kandydata w lokalnych wyborach (które to zresztą są bardzo często tylko przedłużeniem rywalizacji na wyższym szczeblu). Szczególnie w erze internetu, kontakt z przedstawicielami władz nigdy nie był tak prosty. Z jednej strony nie możemy odżałować kolejnych znikających budynków, całych skwerów, drzew, miejsc publicznego dostępu. Z drugiej zaś, zupełnie nie korzystamy z możliwości, które są dostępne na wyciągnięcie ręki.

Jak można uratować Wolskie Koloseum i inne zabytki? Nigdy nie osiągniemy zadowalającej skuteczności. Ale bez podjęcia jakichkolwiek działań, będzie ona zerowa. Mam świadomość, że nie każdy temat jest czysty jak łza, nie znamy wszystkich dokumentów, 'dżentelmeńskich umów'... Mamy do dyspozycji pocztę elektroniczną, tradycyjną, telefony. Możemy kontaktować się z konserwatorami zabytków (na poziomie miasta, województwa), urzędnikami, burmistrzami. Wspierajmy lokalne inicjatywy, twórzmy je. Wywierajmy pozytywną presję, upubliczniajmy lokalne problemy, rozmawiajmy o nich, oczekujmy reakcji i rozliczajmy polityków (naszych przedstawicieli!) z jej braku.
 






Odzew na akcję z 9 kwietnia przeszedł nasze wyobrażenie. Dziękujemy! Trudno w pochmurne, zimne, wietrzne sobotnie popołudnie, w miejscu nie będącym centrum miasta, oddalonym od największych osiedli, zebrać kilkaset osób. W dodatku w weekend obfitujący w demonstracje o zasięgu ogólnokrajowym. Przyszły osoby starsze, było sporo dzieci. Były pary, rodziny, zaglądali przypadkowi spacerowicze. Było wielu przedstawicieli mediów (tu relacje m.in. TVN Warszawa, Gazety Wyborczej, Tu Wola, Warszawa w Pigułce, a co istotniejsze, w wydarzeniu wzięli udział: wojewódzka konserwator zabytków (Barbara Jezierska) oraz zastępca stołecznego konserwatora (Michał Krasucki). Na miejscu pojawili się również...obecni właściciele terenu, aczkolwiek trudno nie odnieść wrażenia, że całą akcję bagatelizują. Władz dzielnicy zabrakło w organizacji happeningu, a pod pomysł podpięli się pomysł 'wsparli' na kilka dni przed wydarzeniem (deklarując przy tym głębokie zainteresowanie problemem), wydaje się jednak, że obecność na miejscu z pewnością nie zaszkodziłaby ich notowaniom oraz samej akcji. Fakt ten jest znamienny, ale pozostawiam go do oceny czytelnikom (i do ich pamięci, gdy przeczytają kolejne zapewnienia o chęci pomocy na oficjalnych stronach dzielnicy).
 

 
 
Słowo wstępu do wydarzenia od żywej wolskiej legendy - Janusza Dziano, założyciela i prowadzącego fejsbukowy profil "Jestem z Woli"

 

Ciekawi też stanowisko, a raczej jego brak, właściciela większości terenów dawnej miejskiej gazowni, czyli PGNiG. Kilka dni temu media obiegła fantastyczna kilkuminutowa animacja [LINK] ukazująca warszawską Wolę w 1935 r. W ramach komentarza, przedstawiciele tej firmy (jako głównego sponsora) zapewniali o poszanowaniu dziedzictwa, tradycji, zabytków... O ile tereny obecnie do nich należące są w świetnym stanie, często są też udostępniane zwiedzającym (np. w ramach akcji 'Noc Muzeów'), o tyle trudno zrozumieć brak jakichkolwiek działań w stosunku do dwóch rotund za własnym ogrodzeniem. Będących de facto w tym samym kompleksie zabytków, będących integralną częścią tak szanowanego przez PGNiG dziedzictwa Woli. Może jakaś próba działań, mediacji, pomoc czy też własny pomysł również ociepliłby wizerunek firmy (jak zrobiła to produkcja Wola 1935), która przecież pośrednio ociepla nasze domy?

Co teraz? Pomysłów i planów nie brakuje. Zanim jednak pójdziemy w ślady Wiednia lub Oberhausen (poniżej zdjęcia), trzeba zadbać o to, by w przyszłości było gdzie realizować wszystkie piękne koncepcje. To, co jest do wyegzekwowania niemal natychmiast, to uprzątnięcie terenu i zadbanie o ogrodzenie: może tu warto pomyśleć o koncepcji podobnej do zastosowanej na Lotnisku Chopina? Mam na myśli ukłon w stronę tzw. spotterów, czyli specjalne dziury w ogrodzeniu, przez które można swobodnie fotografować obiekty. Mimo słabej dostępności, Koloseum dawno już istnieje w świadomości wielu miejskich eksploratorów, fascynatów tzw. urbexu. W tym celu, chętni na swoje własne zdjęcie obiektu przyjeżdżają do Warszawy specjalnie dla obejrzenia tego miejsca.

Ukłon Lotniska Chopina w kierunku tzw. spotterów, gości fotografujących lądujące i startujące samoloty (źródło: Gazeta Wyborcza)

Gasometer Oberhausen - wzór dla nas? (źródło: oberhausen-tourismus.de)

Gasometer Oberhausen, tym razem od środka, w trakcie kolejnej wystawy.
(źródło: Deutsche Welle, fot. Thomas Wolf)

Die Gasometer w Wiedniu. Bez wątpienia najbardziej okazały przykład idealnego zagospodarowania gazowych gigantów (źródło: COOP HIMMELB(L)AU)

Najbliższym sąsiadem Koloseum jest Skwer Alojzego Pawełka. Uprzątnięte, dobrze ogrodzone (ale zarazem dostępne) rotundy będą jego główną atrakcją, obecnie bardzo słabo wykorzystywaną. To zatem kolejny element, w którym splatają się interesy wszystkich zainteresowanych stron. 

Jako organizatorzy akcji, już teraz możemy zdradzić, że w najbliższym czasie o obiektach rozmawiać będziemy z lokalnymi politykami oraz właścicielami. Co przyniosą te rozmowy, przed jakimi wyzwaniami staniemy i jakiej pomocy będziemy oczekiwać również od Was - poinformujemy już wkrótce. Póki co, zapraszamy do odwiedzania niedawno powstałej strony na Facebooku (fanpage: WOLSKIE KOLOSEUM). Liczymy, że będziecie budować ją z nami.


Część wolskiej "ferajny" zaangażowanej m.in. w ratowanie Wolskiego Kolosem. Tu przed spotkaniem z mazowieckim konserwatorem zabytków. Od lewej: Andrzej Chybowski ("Kolonia Wawelberga"), Aneta Skubida (niezależna radna na Woli, "Wola Mieszkańców"), Marek Ślusarz (zaangażowany w wiele projektów dotyczących Muranowa) oraz autor bloga - Przemysław Klajbor (instagram: "warszawawola").

EDIT: Miałem również okazję opowiedzieć o Wolskim Koloseum regionalnej sekcji TVP. Zapraszam!



#RatujmyWolskieKoloseum!
zdjęcia, tekst: Przemysław Klajbor

wtorek, 19 maja 2015

Muzeum Gazownictwa

Warszawa Wola, Czyste

Jedną z głównych atrakcji wolskiej odsłony Nocy Muzeów było Muzeum Gazownictwa przy ul. Kasprzaka 25. Dla zwiedzających przygotowano cztery tury, na każdą z nich składał się m.in. krótki spacer z przewodnikiem (ogromne podziękowania dla Pana Zygmunta Marszałka), filmowa prezentacja gazowni ('Wczoraj i dziś') oraz możliwość obejrzenia ekspozycji stałej i okresowej (na tę ostatnią składa się obecnie wystawa prac - rysunków, zdjęć, grafik, obrazów, dostępnych na antresoli budynku muzealnego). Oczywiście nie sposób poznać wszystkich tajemnic jednego z kluczowych zakładów dla całej Warszawy i wczorajsza noc to dobitnie pokazała, lecz zachęca to jedynie do zgłębiania wiedzy na ten temat.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Teren dawnej gazowni zaciekawi każdego już z perspektywy otaczających ją ulic, a znalezienie się w środku to szybka podróż w czasie o ponad sto lat. Budynki z czerwonej cegły, wszechobecna zieleń, małe alejki i oryginalne gazowe latarnie, których światło dyskretnie rozświetlało mżysty mrok północy, potęgowały niesamowite wrażenia.

Budynki widoczne od strony ul. Kasprzaka i przylegające do niej, tuż przy głównej bramie terenu dawnej gazowni, to dawne kwatery pracowników zakładu (niższy z nich to ówczesna siedziba kierownictwa). Zaraz po wejściu oglądać możemy najbardziej charakterystyczne budowle (poza neogotyckimi rotundami, nie będącymi własnością ani miasta, ani obecnego gospodarza terenów przy ul. Kasprzaka), m.in. wieżę ciśnień i świetnie zachowany komin, górujący nad całym terenem. Punktem docelowym wycieczki był budynek Muzeum Gazownictwa, wybudowany w 1888 r. (wówczas - w podwarszawskiej wsi Wola, gminie Czyste), niegdyś Aparatownia Pomiarowa i Tłocznia Gazu. Rok ten uznaje się również za zakończenie budowy całego zakładu. Była ona efektem uzyskania przez Niemieckie Kontynentalne Towarzystwo Gazowe w Dassau koncesji od Komitetu Gazowego. Najpierw powstała gazownia na Powiślu (ul. Ludna), ale bardzo szybko okazało się, że jeden zakład nie sprosta rosnącemu zapotrzebowaniu miasta.

Teren, z oczywistych powodów, miał strategiczne znaczenie dla rozbiorców i okupantów. Jeszcze długo po zakończeniu I wojny światowej zgłaszali roszczenia do obiektów (głównie ze względu na pozostający tam sprzęt). Ostatecznie zostały one oddalone dopiero kilka lat po odzyskaniu niepodległości. W ten sposób, od 1925 r. Gazownia Warszawska, zarządzana przez polską załogę, oficjalnie działała w strukturach miejskich. Wyposażenie, które zostało w strukturach gazowni, pomogły jej częściowo przetrwać kolejną wojnę. Okupant do ostatnich chwil planował bowiem wywiezienie najbardziej wartościowych maszyn. Warto tu wspomnieć, iż polska załoga ma liczne zasługi w obronie Woli i Warszawy (od pierwszych chwil uczestniczyli w powstaniu. przysłużyli się również poprzez wydawanie dokumentów zaświadczających o pracy na rzecz gazowni, co pozwoliło uratować setki osób), czego wyrazem jest kilka tablic pamiątkowych.

Muzeum otwarto w 1977 r. jako "Izbę Pamięci"i początkowo było miejscem spotkań pracowników. Historię ekspozycji najlepiej przedstawi oficjalna strona obiektu. Do obejrzenia jest różnego rodzaju wyposażenie domowe, których użycie wymagało gazu, np. chłodziarki i lodówki, żelazka, lampy pokojowe (również przenośne!), lokówka fryzjerska, maszynka do palenia kawy czy kominki, piecyki kąpielowe i grzewcze. Znakomitym pomysłem jest umiejscowienie tych przedmiotów w specjalnie zaaranżowanych pokoikach. Dzięki temu podziwiamy również ówczesny wystrój domów i mieszkań. Najwięcej miejsca jednak zajmuje potężna aparatura używana w procesie uzyskiwania i przetwarzania gazu. Wszystko zaskakuje niesamowitą dbałością o detale, sprzęt wydaje się być gotowy do użycia w każdej chwili. Być może, część zbiorów podołałaby temu wyzwaniu, pamiętajmy wszak o tym, że w sposób prezentowany w Muzeum, gaz uzyskiwano jeszcze w 1970 r. (dopiero wtedy miasto stopniowo przechodziło na użycie gazu ziemnego, nie - jak do tamtej pory - tego uzyskiwanego z węgla)!
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 


Jedna wycieczka to stanowczo za mało, by skrupulatnie poznać wszystkie ciekawostki, o samej historii miejsca nie wspominając. Muzeum z pewnością zaciekawi nawet najbardziej wybrednego gościa. Przygodą jest już sama możliwość podziwiania otoczenia od środka, a czeka na nas przecież jeszcze spora dawka historii nierozerwalnie związanej z Wolą i całą Warszawą. Historię ludzi, ich sukcesów i tragicznych losów. Jest to miejsce, do którego warto wracać, a od ścisłego Centrum Warszawy dzieli je raptem kilka minut jazdy autobusem.  
 
 
 
 
 
 
 
 
Dla zainteresowanych - specjalne wycieczki organizowane są przez cały rok. Choć nie jest łatwo o wpisanie się na listę, zachęcam do 'polowania' na oficjalnej stronie internetowej dzielnicy Wola, gdzie umieszczane są informacje na ten temat. Zwiedzanie standardowym trybem dostępne jest w dni robocze w godz. 9:00 - 14:00. Do zobaczenia na miejscu!


Przemysław Klajbor